tsole tsole
341
BLOG

Rozmowy z Cieniem: Dlaczego bojaźń?

tsole tsole Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

- Co u ciebie? Nie przyszedłeś wczoraj…

- Byłem z córką w kinie.

- No to się zrelaksowałeś.

- Skądże, wymęczyłem się jak nigdy. Byliśmy na horrorze. Musiałem z nią iść, bo zemdlałaby ze strachu.

- To po co chodzi na horrory?

- Ona uwielbia się bać. Choć z drugiej strony ma pretensję do katechetki, że straszy ich sądem Bożym. Ciągle mówi im o bojaźni Bożej.

- Ale przecież bojaźń Boża ma niewiele wspólnego ze strachem! To tylko według niektórych starożytnych i oświeceniowych mędrców bogów zrodził strach przed naturą, przed życiem, przed samym sobą. Chrześcijaństwo wcale nie bazuje na lęku.

- Naprawdę? Nierzadko w historii kapłani skrupulatnie i skwapliwie posługiwali się strachem, jako narzędziem duszpasterskiej posługi. Dziś także spotykamy wiele przykładów świadomego wzbudzania strachu przed piekłem i wszystkimi innymi ostatecznymi sprawami!

- Owszem niektórzy duszpasterze ze wszystkich sił starają się, aby skutecznie wstrząsnąć sumieniami wiernych. To nie są najlepsze metody. Ludzie wierzący nie powinni bać się Boga. Nie ma powodu by się Jego bać. Mamy bowiem Jego zapewnienie, że nic nie odłączy nas od Jego miłości, że On nigdy nas nie opuści ani nie porzuci. Więc wzbudzanie takich uczuć strachu nie ma nic wspólnego z bojaźnią Bożą.

- No to czym jest ta bojaźń?

- W teologii katolickiej to jeden z darów Ducha Świętego, rozumiany jako nieutożsamiane ze strachem poczucie zawierzenia będącego odpowiednią postawą wobec Boga.

- Bojaźń darem? Żartujesz sobie!

- Ależ skąd! W modlitwie o siedem darów Ducha Świętego prosimy: Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. W przypadku bojaźni Bożej mamy do czynienia z lękiem twórczym, który ukazuje się, jako głębokie poczucie odpowiedzialności. Lękamy się utracić to, co zostało nam obiecane i stanowi realną szansę dla naszej przyszłości: samego Boga.

- Czyli jednak lęk, jednak strach, traktowanie Boga jako kogoś groźnego i wymagającego!

- Taka postawa, owszem, występuje i jest nazywana bojaźnią „niewolniczą”.

- Niewolniczą?

- Tak, bo chodzi tu o uniknięcie kary za niedotrzymanie określonych zobowiązań wobec Boga. Od pełnienia złych uczynków powstrzymuje takiego człowieka jedynie obawa przed karą, czyni on dobro z moralnego przymusu i stąd nazwa bojaźni niewolniczej.

- A są inne odmiany bojaźni?

- Owszem. Znamy jeszcze bojaźń służebną i bojaźń synowską. Służebna jest uczuciem religijnego przejęcia się wielkością i mocą Boga, którego człowiek nie śmie niczym obrazić. Stąd rodzi się troska o czystość moralną. Jest to bojaźń nie tyle przed karą, ile przed możliwością bycia winnym. Taki człowiek w większym stopniu myśli o Bożych wymaganiach, niż o osobowym kontakcie z Nim, jako swoim Ojcem.

- No, to już lepiej wygląda. Taką bojaźń nazwałbym respektem. A bojaźń synowska?

- Bojaźń synowska wyraża się w oddawaniu czci Bogu i okazywaniu Mu posłuszeństwa. Nie jest to właściwie lęk, lecz głęboki szacunek wobec spraw Bożych. Sama myśl o utracie miłości Boga przez zaciągnięcie winy napełnia człowieka lękiem. Człowiek chce kochać Boga, bez żadnej obawy odrzucenia go. Bojaźń synowska i miłość są nierozdzielne.

- Taką bojaźń to ja popieram! Można ją rozumieć, jako szacunek, cześć, podziw… to, co należy się każdemu Ojcu.

- Właśnie, Ojcu! Św. Paweł w liście do Rzymian pisze: Wszak nie wzięliście ducha niewoli, by znowu ulegać bojaźni, lecz wzięliście ducha synostwa, w którym wołamy: Abba, Ojcze! Dar bojaźni Bożej skłania człowieka, do zajmowania postawy dziecięcej wobec Boga, któremu się ufa, któremu, jako najlepszemu Ojcu, z powodu czystej miłości nie powinno się sprawiać żadnej przykrości. To właśnie pod wpływem daru bojaźni Bożej Maryja Panna wypowiedziała swoje fiat, a św. Józef poddał się rozkazom Anioła, uciekając ze Świętą Rodziną do Egiptu.

- Ale coś mi się tu nie zgadza. Czytałem, że dar bojaźni Bożej posiadał Abraham, do którego Bóg mówi, doświadczywszy go arcytrudną próbą: Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna (Rdz 22,12). Czyli mówi jednak o lęku!

- To tylko gra słów. Gdy kogoś się boimy, staramy się zejść mu z oczu, uciec, schować się. Jak mówisz komuś „Bój się Boga” to znaczy, że namawiasz go, aby przed Nim uciekał?

- No nie, skądże. Raczej przestrzegam, żeby Go nie obrażał.

- Właśnie. Przecież określenia typu "bogobojność" zawsze stanowiły synonim pobożności, prawości i szczerego oddania Panu Bogu. Bojaźń, w przeciwieństwie do strachu i lęku, jest przeżyciem twórczym, uskrzydlającym człowieka. Różnicę między bojaźnią, a lękiem najlepiej widać w opisie Jezusowego cudu uciszenia burzy na morzu, który jest zapisany u św. Marka. Jezus wracał z apostołami na drugą stronę Morza Galilejskiego, zerwała się burza, uczniowie walczą z falami, a Mistrz smacznie sobie śpi u wezgłowia łodzi. Budzą Go, a On jednym słowem uspokaja wrogi żywioł. Wtedy - ciekawa uwaga zanotowana przez Ewangelistę - "ogarnęła ich bojaźń". Przedtem się bali, ogarnął ich strach, bo Morze Galilejskie było bardzo niebezpieczne. Ale bojaźń ogarnęła ich wtedy, kiedy zobaczyli Jego moc, gdy zorientowali się, z kim tak naprawdę mają do czynienia. Człowiek, który rzeczywiście rozumie, co to jest bojaźń Boża, wyzbywa się niepotrzebnego strachu i lęku, przestaje się bać. Pamiętasz?  Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps 23, 4), Albo: Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? (Ps 27, 1).

- Ale jednak czujemy się nieswojo, gdy upadniemy w grzechu. Trochę przypominamy pierwszych rodziców w tym lęku przed Bogiem, chowamy się przed Nim…

- Robimy tak właśnie z braku bojaźni Bożej, która ma moc przemiany serca i postawienia rzeczy na nogach, tak, jak jest naprawdę, czyli tak, jak widzi je Bóg. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8)

 - Bojaźń Boża warunkiem czystości serca? Coś w tym jest. Być może, stąd tyle wśród nas depresji, nerwic, bo w zeświecczonym świecie zgubiliśmy gdzieś to doświadczalne dotknięcie bojaźni Bożej?

- Owszem i z tego powodu nadzieja, ten główny filar, wokół którego organizują się dążenia w naszym życiu, niszczeje i zupełnie się rozsypuje. Św. Albert powiedział: święta bojaźń chroni i zachowuje w duszy dary otrzymane od Boga, tłumi pychę i poszerza serce na nadzieję; a więc można powiedzieć, że bojaźń Boża jest ojcem nadziei. Ale można podejść do tego jeszcze inaczej: zapytaj siebie, czego najbardziej boisz się w swoim życiu, czego najbardziej chciałbyś uniknąć?

- Bardzo trudno jest odpowiedzieć, bo tych lęków i strachów każdy z nas ma bardzo dużo. Największy jest chyba strach przed śmiercią. A wielu uważa, że to religia wpędza ludzi w lęk przed śmiercią. Że tak naturalnie, to nikt nie lękałby się śmierci, tylko księża straszą ludzi tymi wszystkimi sądami, Boską surowością, itp.

- Wydaje mi się, że jest dokładnie odwrotnie: właśnie, gdy Boga nie ma, wtedy strach paraliżuje. Jest na to wiele przykładów: pamiętasz tę sąsiadkę z rodzinnej wsi, która pracując w polu poczuła się źle, wróciła do domu, położyła się na łóżku, kazała sprowadzić księdza, ustaliła datę pogrzebu i pożegnała się ze wszystkimi. Wszystko uporządkowała i bez lęku przechodziła na drugą stronę. Podobnie umierał pewien naukowiec, który u kresu swych dni bardzo wyraźnie zbliżył się do Pana Boga. Żona pytała go, czy się boi, a on, przeżywając to po swojemu, odpowiedział jej: "wiesz, to jest bardzo ciekawe, co będzie po tamtej stronie". Przechodził z ciekawością naukowca, ale bez lęku, bo jego wiara była silna.

- Jakoś nie mogę się przekonać do tego, że bojaźń i strach to dwie różne sprawy. Zauważ, że w opowieści o przemienieniu na górze Tabor Marek Ewangelista pisze o Piotrze: Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. (Mk 9,6)

- Skoro tak byli przestraszeni, to czemu nie uciekali? Przeciwnie, tak bardzo chcieli zostać, że Piotr zaproponował zbudowanie trzech namiotów, mówiąc. Rabbi dobrze, że tu jesteśmy (Mk 9,5).

- Może ze strachu mówili byle co, jak się to często zdarza?

- To nie był „zwykły” strach, jaki usilnie starają się w nas wzbudzić twórcy kryminałów i horrorów. To była bojaźń. Ta sama, która towarzyszyła Abrahamowi, gdy zawierał przymierze z Bogiem. Ta sama, którą odczuwał Mojżesz przed gorejącym krzakiem. Ta sama, której smak znają mistycy stający wobec Sacrum – mali i bezbronni. Nie ma w niej lęku, bo jej źródłem jest miłość. Tak o tym pisze Jan Apostoł: W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości
(1 J 4,18)

- Oglądać Boga twarzą w twarz – to straszna rzecz.

- Straszna, ale kojąca. Nie może być inaczej, gdy skończoność marząca o Nieskończoności ujrzy Ją nagle w całym majestacie.

tsole
O mnie tsole

Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo